wtorek, 1 października 2019

Aleksandra Krzanowska (I LO w Krośnie) - recenzja książki "Szwedzkie kalosze" H. Mankella

Dlaczego powinniśmy doceniać każdy dzień?

Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest mieszkać samemu na małej wyspie? Rozmawiać ze sobą, a do znajomych i sklepu płynąć łódką? Dokładnie tak wygląda codzienne życie Fredrika Welina, głównego bohatera  książki  pt.: „Szwedzkie kalosze‘’, autorstwa Henninga  Mankella.
Fredrik jest emerytowanym chirurgiem, który nie przestaje wracać wspomnieniami do pomyłki zawodowej, która raz na zawsze  przekreśliła jego karierę jako lekarza. Żyjąc samemu na wyspie, ma mnóstwo czasu i okazji, aby rozmyślać nad błędami, które popełnił w przeszłości i wypominać sobie popsute relacje z rodziną. Welin cieszy się, że spokojne lata emerytury może spędzić w starym domu, odziedziczonym po dziadkach. Wystarcza mu jego własne towarzystwo, w którym się doskonale czuje. Z całą pewnością życie głównego bohatera toczyłoby się utartym szlakiem, gdyby nie pożar, który pozbawia go nie tylko domu, ale również poczucia bezpieczeństwa i miejsca narodzin wielu wspomnień. Dodatkowo to właśnie Fredrik zostaje głównym podejrzanym o podłożenie ognia, jednak sprawa okazuje się być bardziej skomplikowana. Wkrótce w okolicy płoną kolejne domy,       a sprawca nadal pozostaje nieznany.

Książka ukazuje mnóstwo wad i zalet życia w samotności, a dzięki pierwszoosobowej narracji poznajemy opinie i uwagi głównego bohatera z pierwszej ręki. Czytając tę historię, mamy szansę uczyć się na błędach bohaterów i zapobiegać podobnym w naszym życiu.

Dzięki tej wyjątkowej powieści zauważyłam, że powinnam poświęcać więcej czasu rodzinie oraz  przyjaciołom, bo w przyszłości możliwe, że nie będę mogła sobie pozwolić na taki luksus lub po prostu będzie za późno. Tak samo ważne jest, aby przestać narzekać na pojedyncze przeszkody bądź problemy, które nie stanowią dla nas prawdziwej trudności. Powinniśmy cieszyć się każdym dniem i każdą chwilą życia oraz zrozumieć i docenić to, co jest w tym wszystkim najcenniejsze. Tym czymś jest ulotność. Mijają dni ciężkie i trudne, pogodne i radosne, a po nich nastają kolejne z nowymi doświadczeniami. Nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny. Z powodzeń czerpiemy radość i siłę, aby stawiać czoło kolejnym wyzwaniom, a z błędów wyciągamy wnioski i naukę na następne pełne zadań i przygód dni. Każdy z nich jest inny, wyjątkowy. Każdy gotowy zaskoczyć nas czymś, czego nie znamy. Cieszę się, że zrozumiałam to, czytając „Szwedzkie kalosze”, a nie na skutek jakiegoś niepowodzenia, które bym sobie potem wypominała.

Niesamowitym atutem powieści Mankella jest melancholijny nastrój i spokojne tempo akcji. Uważam, że jest to związane z krajem pochodzenia autora. Zarówno Skandynawia, jak i sama Szwecja charakteryzują się brakiem pośpiechu wśród mieszkających tam ludzi, którzy nie biegną za nieuchwytnym i nie czują potrzeby niczego komukolwiek udowadniać. Ponad wszystko liczy się dla nich zachowanie wewnętrznej równowagi, poczucie spokoju oraz komfort, wygoda i prostota życia. Wszystkie te cechy można odnaleźć w charakterach bohaterów „Szwedzkich kaloszy”. Taka też jest ostatnia powieść tego autora, który pisał ją ze świadomością rozwijającej się w nim choroby, a mimo to zachował w utworze opanowanie, nostalgiczność i porządek.

Czytając tę książkę, chwilami rozumiałam Fredrika, który jest zwykłym człowiekiem ze swoją historią. Dokładnie jak każdy z nas ma swoje problemy, ale każdy z nich da się rozwiązać. Wystarczy odrobina chęci, zaangażowania i dobrej woli.

Sądzę, że wyjątkową postacią w ostatnim utworze Mankella jest Jansson, który skrywa wiele tajemnic. Moim zdaniem autor, tworząc tego bohatera, wzorował się na swojej osobie. Dzięki temu książka skłania nas do głębszych refleksji. Kiedy skończyłam ją czytać, zauważyłam, jak wiele nie wiedziałam o sobie i mogę nie wiedzieć o moich bliskich. Czuję się zaskoczona, jak bardzo jedna książka może zmienić sposób myślenia. Bardzo żałuję, że autor już nic więcej nie napisze, ponieważ pokonała go choroba. Jestem wdzięczna, że do końca swoich dni nie odłożył pióra i do ostatnich chwil walczył wraz z nadzieją przeciwko tej przeciwności losu. Na szczęście zostawił po sobie wspaniałe książki, szczególnie tę jedną, która została wydana po jego śmierci.

Aleksandra Krzanowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Marzena Liput - recenzja książki "Chodzi lisek koło drogi" H. Greń

Zaczynając przygodę z książkami i poznając swój własny gust czytelniczy uświadomiłam sobie, że bardzo lubię książki, które trzymają mnie w...